Tomek nadaje: wyważona muza, pomiędzy drapieżnością, a klasyczną stroną rocka na płycie „A Cup of Moonshine” zespołu Möönshiners

facebook | youtube | spotify | instagram

 

Jak zobaczyłem okładkę tej płyty od razu pomyślałem: będzie ostro! Czy będzie dobrze, to się okaże. Jak będzie ostro i dobrze to będzie… tu cenzura (he, he!)… Zacnie! Jednak to określenie zastąpić może czytelnik i przyszły słuchacz.

 

Zacznę od okładki. Jak odwinąłem ją z foli moim palcom dała się odczuć bardzo przyjemna faktura opakowania, a oczom bardzo soczysta barwa kolorów. Całość natomiast przywołała skojarzenia z płytami mojego (tu znów cenzura, he) ukochanego bandu Acid Drinkers! Myślę sobie, jest dreszczyk to ładujemy do odtwarzania.

Album ,,A Cup of Moonshine” to soczyste riffy, ubrane w bardzo wdzięczna melodyjność. Nie jest to taka rasowa muza dla heavymetalowcow, jak na pierwszy rzut oka się wydaje. W muzyce zespołu można odnaleźć dużo więcej ciekawych dźwięków, choć trzeba przyznać, że w dużym stopniu nawiązują oni do oldschoolowego grania w gatunkach hard/heavy. Obok szybkich i ciężkich kawałków jak ,,Showtime” znajdziemy tutaj bardzo klimatyczne numery jak ,,Imperfect” czy ,,When The Sun Comes Down„. Zespół pokazał w nich klasę i udowodnił, że obok ciężkich riffów potrafi grać wolniej, odsłaniając oblicze kapeli, która nie ogranicza się do ,,odgrywania” gatunku, ale wnosi do niego swoją energię i styl.

 

 

Wokal zasługuje tu na dużą uwagę. Wysoki, wyrazisty, momentami przywodzący skojarzenia z wokalem Axel’a z Guns’n’Roses. Jeżeli taka postać jak Michał Dobosz jest komuś obca, to powinien zainteresować się umiejętnościami tego jegomościa, he. Naprawdę brzmi ciekawie! Nawiązanie do Axel’a? Niech Michał potraktuje to jako komplement dla swojego warsztatu wokalnego. Wracając za to do zespołu, to panowie pomimo swojego bardzo hardcoreowego imige’u prezentują nam bardzo wyważoną muzę, pomiędzy drapieżnością, a klasyczną stroną rocka np. w ,,Regret”. Mamy też fajne solówki wplecione w utwory, czego przyjemnie się słucha. Moim faworytem jest za to ,,Who Can I Be” z genialnym, chwytliwym riffem. Z kolei ,,Amnesia” to hardrock w stu procentach. Cała płyta wypada bardzo dobrze i w połączeniu z okładką stwierdzam, że ,,A Cup of Moonshine” to naprawdę dobra pozycja z którą warto się zapoznać.

 

Moonshiners – Who Can I Be

 

I na koniec początek, he, tzn. kawałek ,,Drug Dealer„. Ten numer zapodałbym Titusowi do recenzji. Dla niewtajemniczonych… Acid Drinkers na ,,Infernal Connection” też zapodaje ,,dealera narkotyków” ze skutkiem piorunującym jak dla mnie. Möönshiners zrobili to w innym stylu, więc opinia Titusa bardzo by mnie interesowała! Ach, czepnąlem się tych porównań, co? Wytłumaczę się… Otóż nie porównuje, komplementuje. Bo płytę Möönshiners poleciłbym kilku gościom, którzy jako ,,specjaliści” od ciężkiego grania mogliby od tych Panów również łyknąć dobrej muzy. Bo na albumie ,,A Cup of Moonshine” tej muzy jest sporo, więc potwierdzam: jest ostro i dobrze! Więc jest … (cenzura,he).

 

 

Tomek – miłośnik alternatywnego rocka polskiego (lata 80te i 90te) oraz amerykańskiego (specjalizacja cała scena grunge). Amatorsko gra na gitarze, czasem coś skomponuje i napisze jakiś tekst. Kolekcjoner płyt.