Barlinecki Meloman recenzuje płytę „Plan B” zespołu ETA

facebook | youtube 

 

Tym razem przyszło mi się zmierzyć z materiałem na tyle świeżym, że w dniu, w którym Wy czytacie ten tekst, album oficjalnie jeszcze się nie ukazał – dzięki uprzejmości zespołu otrzymałem cyfrowy album przedpremierowo. Data premiery przypada na 26 kwietnia – tak więc jeśli uznacie, że warto dać szansę młodym muzykom z zespołu ETA, to ustawcie sobie przypominajkę. Wbrew tytułowi nie jest to album „awaryjny” – nie jest też debiutem, więc naturalną koleją rzeczy było większe dopracowanie całości względem poprzednika. Do rzeczy: oto „Plan B”. Nie mój, bynajmniej.

 

Na początek krótka piłka – brzmienie niby znajome, ale skąd…? Pewne wskazówki pojawiły się dopiero po czasie. Na nowym albumie grupy znajdziecie dziesięć kompozycji, przypominających o tej lżejszej, lecz nie mniej energicznej formie punk rocka, a jednocześnie kłaniających się tym mocnejszym rockowym rejonom. Ponadto tutaj objawia się to połączeniem z dobrze wszystkim znaną, swobodną alternatywą. A pop punk? Może odrobinkę… Nawet w najbardziej żywiołowych numerach jest nieco takiego radiowego „flowu”, który być może pozwoli zespołowi dotrzeć do nieco szerszego grona odbiorców. Tak więc ETA serwuje nam prawdziwy muzyczny koktajl. Słuchając „Planu B„, czasem pomyślę o Green Day, czasem o wczesnym Paramore czy nawet Halestorm… Chociaż wokalu Beniamina Bochnackiego akurat nie jestem w stanie dopasować do niczego (dotyczy to zwłaszcza Paramore i Halestorm – choć dostrzegam muzyczne podobieństwa, to wokalnie z raczej oczywistych względów nie mają z ETĄ nic wspólnego). W tej chwili jakoś nic mi do głowy nie przychodzi – z czasem może to się zmieni. Nie odmawiam mu za to bezproblemowego wpasowania się w muzykę. Wyrazisty, melodyjny, jak trzeba to odpowiednio zachrypnięty.

 

 

Muzycy próbują także z balladami (chociażby singlowi „Radioaktywni” – a jak już wspominam o tym utworze, to nadmienię także o sympatycznym, gościnnym udziale wokalnym Agi Miko), co skutkuje tym, że całość w istocie można podzielić na dwie grupy: pierwsza, ta najbardziej energiczna to oczywiście rejony hard; lekkie motywy z wykorzystaniem klawiszy to ta punkrockowa alternatywa. Możliwe, że osobiście bardziej skłaniałbym się ku tej pierwszej – ETA jawi się w moich oczach jako zespół mający potencjał, by naprawdę solidnie uderzyć, a w związku z tym chwilami jakby brakowało mu pazura. Na pewno nie narzekam na jego brak w pierwszym utworze, który przykuł moją uwagę, czyli tytułowym „Planie B„. Spodobał mi się jego główny motyw, te uzupełniające się ze sobą gitary, grające banalnie wręcz prosto, ale z sensem. Moją uwagę przykuła także konkretna solówka w zamykającym album „Odrodzeniu” – czyli takie przysłowiowe finałowe fajerwerki. Być może powielam moim nastawieniem pewne stereotypy, ale jak słucham takiej muzyki to aż się prosi, by podobnymi partiami sypnąć nieco częściej.

 

ETA – Radioaktywni

 

Jest żywioł, jest wiara w muzykę, są chęci – mnie tyle wystarczy. Choć jak znam siebie, to częściej będę wracał do tych „najcięższych” utworów. ETA pochodzi ze Szczecina, co mi aktualnie jest na rękę z racji tego, że na okres studiów w Szczecinie pomieszkuję. Może nawet wybrałbym się na jakiś koncert…? Ale taki z prawdziwego zdarzenia, nie żaden online. Chętnie bym ocenił, czy płynąca ze słuchawek energia ma swoje odzwierciedlenie także na scenie. Niech się tylko trochę unormuje, a potencjalnej okazji postaram się nie przegapić. A tymczasem zostaje czekać do oficjalnej premiery i układać ewentualny plan B, gdyby na eventy koncertowe przyszło nam jeszcze poczekać. A pewnie tak będzie…

 

Barlinecki Meloman

blog // facebook // instagram // recenzje 

Mam na imię Łukasz. W różnym stopniu interesuję się różnymi rzeczami, ale kilka lat temu muzyka stała się moją życiową pasją. Sukcesywnie rozwijam ją na swój sposób i nie wyobrażam sobie bez niej życia. Życzę miłego czytania!