Barlinecki Meloman recenzuje płytę „On Becoming a Human” zespołu Yantra

facebook | youtube | instagram

 

Czasem zdarza się, że album będący w praktyce skromną EPką wydaje się być dużo dłuższym niż jest w rzeczywistości. Czego to może być kwestia? Może tego, że materiał jest po prostu nudny i powtarzalny? Albo tego, że kontrastowo naładowano go mnóstwem muzycznych dopalaczy, przez co staje się on zwykłym przerostem formy nad treścią? Dziś zaczynam nieco dygresyjnie, a to ze względu na to, o czym piszę. Jest to EPka, choć w świadomości słuchacza może stać się pełnoprawnym albumem. Ale „On Becoming a Human” nie reprezentuje żadnej ze wspomnianych przeze mnie wcześniej sytuacji.

 

W czym więc rzecz? Zacznę od tego, debiut grupy Yantra kwalifikuje się do grupy wydawnictw raczej ciężkich do sklasyfikowania. Pięć kompozycji plus intro, choć każdy z tych numerów jest inny od drugiego. Muzycy bardzo często skręcają w stronę klasycznego post rocka (polecę schematem i wspomnę, że EPka równie dobrze mogłaby być instrumentalna, choć chyba jednak by na tym straciła). Znajdziecie tu w zasadzie wszystko, czego moglibyście się spodziewać po tym gatunku. Czyli w zasadzie nic nowego, z tym, że na post rocku brzmienia te się nie kończą. Dużo w tym rozmytej psychodelii, ta muzyka kojarzy mi się z obrazem zniekształconym przez wodne odbicie. Albo ze snami, opowiadanymi drugiej osobie. Nie zabrakło również podejścia czysto eksperymentalnego – dzieje się tu wszystko, lecz nie dzieje się nic.

 

Yantra – Homo Sapiens

 

Zespół przemyca gdzieś tę nutkę tajemniczości, która sprawia, że emocje przekazywane w utworach nie są aż tak jednoznaczne. Właściwie to momentami muzyka zdaje się być pozbawiona jakichkolwiek emocji, a w jeszcze innych mamy do czynienia z czymś w rodzaju bomby emocjonalnej, w której aktywowano zapalnik. Przeważają jednak momenty senne i rozmarzone, dające jasny sygnał co do tego, w jakich warunkach najlepiej tego słuchać. To kolejny album z gatunku tych, które mogą sobie spokojnie lecieć w tle i w teorii nikt na tym nie straci, choć łatwo wtedy zgubić to, na co warto zwrócić uwagę. A łatwo odnieść wrażenie, że w przypadku „On Becoming a Human” pierwszy plan bywa raczej mało istotny.

Każdą kompozycję podzielono na części, co chyba nie ułatwia zadania słuchaczowi. Słucham tego, słucham, i nawet mimo wybrania sobie faworyta w dalszym ciągu mam mały kłopot z dotarciem do głębi EPki. Zwracam uwagę na utwory takie jak „Homo Sapiens„, chyba najbardziej rozmarzony i wyluzowany, czy też kontrastowe, a przecież sąsiadujące z nim energiczne „Love Anthem„, gdzie zadziorne gitary aż błyszczą, a elektronika tym razem odarta została z dyskrecji, tak bardzo tu przecież pasującej. A jest jeszcze lekki, dość balladowy „Serotonin”; na początku zachowawczy, a w drugiej połowie emocjonalny „Atlas”, oraz zabrudzony, ciężki jak na te standardy „The Doors„. I… właściwie to tyle. Mamy za sobą cały materiał. Ale czy aby na pewno? Na to pytanie można sobie odpowiedzieć tylko włączając płytę po raz kolejny. Owszem, nie wszystkie elementy zapadają w pamięć – ale przy tej ilości bodźców i konieczności sięgania głębiej jest to po prostu niemożliwe. Może poszedłem trochę po najmniejszej linii oporu, ale tych gitar z „Love Anthem” po prostu nie jestem w stanie usunąć z mojej pamięci. Świetna robota, a przecież nie aż tak skomplikowana. Podobnie z sennymi partiami wokalistki, Marii Wawreniuk, szczególnie w „Homo Sapiens”.

 

Yantra – Love Anthem

 

I faktycznie, człowiek odpływa wraz z tymi dźwiękami, a potem okazuje się że nie minęło nawet pół godziny. A to mało, nawet biorąc pod uwagę ambicje muzyków. Ale czy za mało…? Cóż, na razie chyba wystarczy. Czasem trzeba odpocząć, nawet jeśli muzyka nie jest aż tak bardzo wymagająca – przynajmniej w kontekście progresywnym. Do zachwytu czegoś mi jeszcze brakuje – może większej wyrazistości poszczególnych fragmentów, może lepiej zachowanego kontrastu pomiędzy brzmieniami rozleniwionymi, bez pośpiechu sunącymi przed siebie, a zabrudzonymi, intensywnymi odjazdami. Poza tym – uwag nie mam. A, i jeśli kiedyś przyśniecie podczas słuchania jakiegoś albumu, wcale nie musi to świadczyć o bijącej z niego nudzie. Może to był akurat celowy zabieg podczas jego tworzenia…

 

Barlinecki Meloman

blog // facebook // instagram // recenzje 

Mam na imię Łukasz. W różnym stopniu interesuję się różnymi rzeczami, ale kilka lat temu muzyka stała się moją życiową pasją. Sukcesywnie rozwijam ją na swój sposób i nie wyobrażam sobie bez niej życia. Życzę miłego czytania!