Barlinecki Meloman recenzuje debiutancką EPkę zespołu Horses

facebook | youtube | bandcamp

 

Horses to projekt prawdopodobnie jeszcze zbyt młody na to, by wokół niego zaczęło się dziać coś więcej. Na ten moment w zasadzie wszystko to, do czego jest dostęp, zostało podane na tacy – a precyzyjniej mówiąc, na facebookowej stronie zespołu, której wall najgłębiej sięga końcówki sierpnia 2021 roku, a regularność publikowania postów rozwinęła się w marcu roku bieżącego. Ale nie to jest w działalności Horses najważniejsze – najważniejszy jest fakt, że grupa zdążyła już zarejestrować swoją debiutancką EPkę bez tytułu i puścić ją w świat. Co prawda w chwili, kiedy piszę ten tekst, materiału na serwisach streamingowych jeszcze nie ma, ale wiadomo, że prędzej czy później trafi i tam. Na raIe pozostaje Bandcamp – w końcu od czegoś zacząć trzeba.
 
 
Przyznam szczerze, że spodziewałem się undergroundu totalnego – i w sumie za wiele się chyba nie pomyliłem. W przypadku Horses objawia się on tym, że jeszcze nie wyłożono na stół wszystkich kart. Wewnętrzne granice są łatwo wyczuwalne, przy czym nie oznacza to braku jakichkolwiek emocji czy też własnej tożsamości. Zespół tworzy muzykę dojrzałą, mającą z góry określoną wartość i trzymającą wysoki poziom. Dotyczy to również samej realizacji materiału – brzmienie nie jest zakłócone żadnymi mniej lub bardziej (nie)zamierzonymi brudami. A stylistyka? W tym przypadku wzięto nieco z post rocka oraz rocka alternatywnego, po czym połączono to w nieskomplikowaną, prostą całość. Wszystkie pięć kompozycji wypełniających debiut wpasowuje się w te ramy, finalnie tworząc formę muzyki na codzień, którą można włączyć zawsze i wszędzie. Na spokojnie, bez pośpiechu, po prostu dążyć przed siebie – niekoniecznie cwałem czy nawet galopem.
 
 
Wszystko jest tu… Umiarkowane, normalne. Bez żadnych bardziej radykalnych odchyleń. Główne różnice pomiędzy poszczególnymi częściami EPki polegają na intensywności dźwięków, ale nawet po uwzględnieniu tej cechy ogólny nastrój raczej się nie zmienia. Przykładowo, choć kipiące bodźcami, żonglujące dźwiękami „Toys” (ten riffowy dwugłos gitar sprawił, że po pierwszym pełnym odsłuchu EPki miałem ochotę od razu wrócić do tej kompozycji) oraz dość standardowe w swej postaci singlowe „Used To” teoretycznie mocno się od siebie różnią, to w rzeczywistości jest to jeden, ten sam kawałek chleba: standardowo dominuje melancholia i zaduma, jednak nie są one aż tak bardzo wyeksponowane, zapewne z powodu wokalu – a konkretnie tego, że w ogóle takowy jest. Bez wokalu za wszystko odpowiadają instrumenty – to one nadzorują i dawkują przekazywane emocje, określają nastrój, malują dźwiękami obraz albumu. Dotyczy to szczególnie muzyki „post-„, często będącej czysto instrumentalną. W przypadku Horses zarówno wokal, jak i instrumenty wzajemnie się dopełniają. Jedynie końcówka utworu „Too Easy„, jednocześnie zamykającego cały materiał, stanowi popis tego, co stanowi kwintesencję instrumentalnych brzmień spod znaku post.
 

Horses – Used To

 
Skoro już o wokalu wspomniałem: Piotr Stachowiak oczywiście koła na nowo nie odkrywa, temat jest już nam dobrze znany: słowa wyśpiewywane spokojnie, jakby od niechcenia (co dobrze wpasowywuje się w stylistykę Horses, choć przyznam że we wspomnianym „Toys” akurat trochę mi to przeszkadzało), niemniej niepozbawione emocji. Bardziej odpowiada to wyśpiewywaniu historii, aniżeli zwykłym śpiewaniem tekstów powstałych specjalnie na potrzeby dopełnienia tego, co tworzy zespół. Odbiorca słucha i myśli, że za tym musi kryć się coś więcej. Uzupełnia wokal muzyką, muzykę wokalem. Sposobów interpretacji jest wiele, a to w muzyce jest bardzo ważne. Po Horses spodziewałem się czegoś zupełnie innego. Konwencja oraz okładka EPki troszkę mi się gryzie z tym, co usłyszałem. Widziałbym w tym miejscu coś ambitniejszego i bardziej wymagającego – dla obu stron. Takiego, by dobrze odzwierciedlało niebanalną muzykę z potencjałem do znacznego rozbudowania. Konkretnych pomysłów oczywiście nie mam, może poza tym, że poszedłbym po prostu w bardziej poważne rejony.
 
Debiut Horses prezentuje się całkiem obiecująco, ale jednocześnie stawia przed zespołem spore wyzwanie. To jego zadaniem będzie dopilnowanie, by te obietnice nie okazały się zbyt pochopne. Właściwie jeszcze wszystko przed nim, to dopiero początek przygody. Coś mi mówi, że zespół potrzebuje jeszcze czasu, żeby się rozkręcić. Jest dobrze, a myślę że może być jeszcze dużo lepiej. Na ten moment EPka ta będzie stanowić przyzwoitą wizytówkę krakowskich muzyków. A co będzie dalej, zależy wyłącznie od nich.

 

Barlinecki Meloman

blog // facebook // instagram // recenzje 

Mam na imię Łukasz. W różnym stopniu interesuję się różnymi rzeczami, ale kilka lat temu muzyka stała się moją życiową pasją. Sukcesywnie rozwijam ją na swój sposób i nie wyobrażam sobie bez niej życia. Życzę miłego czytania!