Barlinecki Meloman recenzuje „ANNO DOMINI MMXX” zespołu Luxtorpeda

 

Tym razem poszedłem o krok dalej. Zazwyczaj pisałem tu o raczej pomniejszych zespołach, z nielicznymi wyjątkami. A co by było, gdybym zabrał się za coś naprawdę wielkiego? Dzisiejszy zespół bez wątpienia jest Wam znany. Nawet jeśli nie słyszeliście ani jednego kawałka, to mógłbym się spokojnie założyć, że z jego nazwą już się spotkaliście. I to nieraz. A skoro ten właśnie zespół całkiem niedawno wydał nową płytę… To miałem okazję do napisania o tym nowym dziele. Oto Luxtorpeda ze swoim nowym albumem „ANNO DOMINI MMXX”.

 

Luxtorpeda jest zespołem, który właściwie już nic nie musi udowadniać. Nowym krążkiem mógł właściwie tylko udowodnić, że dłuższe przerwy w nagrywaniu nowego materiału nie zadziałają na jego niekorzyść – dotychczas zespół wydawał płyty regularnie, w niewielich odstępach czasowych. Tym razem fanom przyszło czekać na nowy krążek 4,5 roku, co było sporą zmianą. Przypuszczam więc, że ewentualne obawy o spadek jakości muzyki mogłyby być uzasadnione. Ale jak to w końcu wyszło w praktyce? Jedno przyznać trzeba: Luxtorpeda ma wypracowany własny, rozpoznawalny styl, którego wiernie się trzyma – tak więc czy jest tu miejsce na zaskoczenia? Dla zupełnie nowych słuchaczy – być może. Być może, ponieważ mimo wszystko nie ma tutaj jakichś mocno niekonwencjonalnych rozwiązań. Połączenie rapu z szeroko pojętą muzyką rockową jest już nam przecież doskonale znane, prawda? Zresztą, nie zawahałbym się stwierdzić, że to właśnie Luxtorpeda przyczyniła się do spopularyzowania w Polsce takich brzmień.

 

Fota: Bartek Hałat Fotografia, źródło.

 

Zatem jak ja mógłbym zdefiniować tę muzykę? Cóż – oczywiście garażowe naleciałości są tu aż nadto widoczne. Przybierają one nieco punkowe zabarwienie, jednak brakuje tutaj punkowo-garażowego niechlujstwa. W końcu oba te czynniki nie muszą się wzajemnie wykluczać. Brzmienie jest czyste, wygładzone (grupa miała w końcu okazję wypróbować nowo wybudowane studio, nazwane Okolitzą), a same dźwięki są momentami faktycznie chwytliwe. Jednocześnie nie powinno się zapomnieć o wciąż obecnym hardrockowym pazurze, słyszalnym praktycznie przez cały album, z nielicznymi wyjątkami. Dwa słowa kończące poprzednie zdanie odpowiadają jednocześnie na pytanie, czy tak jest przez cały album. W niektórych kompozycjach zespół faktycznie odchodzi w inne rejony, jednocześnie zachowując przy tym swój styl. Jak dla mnie najlepsze przykłady to mocny „Cel” z walcowatym, ciężkim riffem i świetną solówką, oraz kontrastująca z nim balladowa, stonowana kompozycja „Matarapatytaparatam”. To dwa przeciwne bieguny albumu, który jako całość umieszczony jest co prawda bliżej tej ostrzejszej strony.

Istotnym elementem Luxtorpedy jest wokal. A właściwie duet wokalny. Zakładam, że nazwiska Robert „Litza” Friedrich i Przemysław „Hans” Frencel nie są Wam obce, tak więc nie będę się tutaj jakoś szczególnie rozpisywać. Ale od siebie chciałbym dodać, że w tej muzyce, także dzięki wokalom, tkwi jakaś taka młodzieńcza energia, szczerość, wiara w to, co się robi… Szczególnie jeśli chodzi o Hansa, który w końcu jest raperem. Litza odpowiada za typowo rockową, „chropowatą” stronę. I przy okazji świetnie się uzupełniają. Teksty? Za albumem stoi przekaz, nie da się ukryć. Weźmy chociażby „Ekoplan” – w końcu da się tak zapędzić w oszczędzaniu wszystkiego wokół, że zapomni się o sobie. Na temat tekstu do „Na czworakach” w tej chwili się nie wypowiem, ze względu na mnogość możliwych interpretacji. Ale skojarzenia są ewidentne i nasuwają się od razu – posłuchacie, to zrozumiecie. Wart uwagi, szczególnie pod kątem historycznym, jest także „Hołd”. Warto też wspomnieć o tym, że w utworze pojawiają się dudy, na których zagrał Joszko Broda. Tak naprawdę każdy z tekstów traktuje o czymś innym, każdy reprezentuje jakąś inną dziedzinę. O monotonii nie ma co myśleć – także, jeśli chodzi o muzykę.

 

Zdjęcie pochodzi z planu zdjęciowego do utworu „Hołd”. Tutaj możecie go posłuchać.

 

Dziś nie chodziło o to, by pokazać Wam nieznane – w końcu Luxtorpeda jaka jest, każdy słyszy. Kto wie, ilu z Was, w chwili czytania tego tekstu, jest już po jednym, lub kilku odsłuchach „ANNO DOMIMI MMXX”? W takiej sytuacji możecie sobie po prostu porównać moje odczucia do swoich. Dopowiedzieć to, czego ja nie powiedziałem, a czego Wam brakuje. Ja chciałbym jeszcze tylko pogratulować okładki oraz sposobu jej wykonania.

 

Barlinecki Meloman

 

Mam na imię Łukasz. W różnym stopniu interesuję się różnymi rzeczami, ale kilka lat temu muzyka stała się moją życiową pasją. Sukcesywnie rozwijam ją na swój sposób i nie wyobrażam sobie bez niej życia. Ten blog to miejsce, w którym chciałbym przedstawić rockowo-metalowy świat z mojej perspektywy. To tyle, życzę miłego czytania!

Barlinecki Meloman blog

Barlinecki Meloman facebook

Barlinecki Meloman instagram