Barlinecki Meloman recenzuje album „Primal” zespołu Pale Path

Instagram | Facebook | YouTube

 

Dzisiaj będzie nowocześnie. Nawet bardzo. No cóż – tym lepiej dla mnie. Być może co niektórzy zniechęcą się już po pierwszych linijkach tego tekstu, no ale niestety, faktów nie zmienię. Ostatnie jak na razie wydawnictwo grupy Pale Path, noszące tytuł „Primal”, siłą rzeczy musiało trafić do tego „współczesnego” grona. Z jakiego powodu? Zapraszam do lektury – być może uda mi się zachęcić także i kogoś raczej uprzedzonego wobec takiej a nie innej stylistyki.

 

Nie jest to nowy materiał – EPkę zespół wypuścił jeszcze w roku 2019. Czy jest sens pisać o takich wydawnictwach? Ja osobiście nie mam nic przeciwko temu. Nie chodzi o to, by zawsze prezentować jeszcze ciepłe świeżynki, czasem lepiej po prostu wspomnieć o tym, co dany zespół tworzy. Zwłaszcza w obecnych warunkach. No ale odbiegam trochę od tematu, wróćmy zatem do „Primal”. Jako osoba dość młoda, „nowej daty”, więcej mam do czynienia z muzyką mi współczesną – sam też takiej poszukuję. Pamiętam, kiedy zainteresowałem się szeroko pojętym metalcore’em. Dziś co prawda to zainteresowanie raczej ustąpiło innym stylom, ale w dalszym ciągu mam problem ze zrozumieniem, dlaczego tak wielu ludzi jest dość mocno negatywnie nastawionych do tego gatunku. Cóż – zapoznanie się z tą EPką zdecydowanie nie pomogło mi w znalezieniu odpowiedzi na to pytanie.

 

Źródło zdjęcia: oficjalny profil fb zespołu. Autor: Róża Smółka

 

Precyzyjniej mówiąc, Pale Path plasuje się gdzieś pomiędzy metalcore’em a deathcore’em, gdzieniegdzie wplatając jeszcze djentowe smaczki (i to akurat podoba mi się najbardziej – moją słabość do djentu stwierdziłem już pewien czas temu). Co to oznacza w praktyce? Niskie tony, masa breakdownów, prawie zero czystych wokali – a jak już się pojawiają, to w niewielkich ilościach i bez zbędnego lukrowania, bardziej jako tło. Kompozycji jest sześć, wraz z wprowadzeniem, czyli „Prelude”. Wprowadzeniem nietypowym względem reszty materiału, ze względu na postać syntezatorową. Pomijając „Prelude”, utwory pod względem stylistycznym raczej się jakoś mocno nie różnią względem siebie, całą EPkę charakteryzuje łatwo rozpoznawalne, metaliczne brzmienie i agresywny ton, choć singlowy „Enemy” sprawia wrażenie najcięższego na EPce. W przypadku takiej muzyki często kieruję się zasadą „najcięższy = najlepszy”, i w tym przypadku także się ona sprawdziła. Chociaż, w kategorii nie całych utworów, a ich fragmentów, bardzo podoba mi się prowadzenie duetu gitarowego w „Kept Silent„.

 

Pale Path – Enemy

 

A, nie wspomniałem jeszcze o jednym. Wśród podobnych zespołów bardzo często wręcz zasypuje się słuchacza szarpanymi melodiami oraz rytmicznymi połamańcami. Pale Path pod tym względem nie odstaje, ale i nie wybija się jakoś znacząco ponad resztę. Owszem, są momenty, w których można się nieco pogubić w kanonadzie riffów oraz breakdownów, ale od zawsze wydawało mi się, że taki zamęt stanowi nieodłączny dodatek do wszelkiej maści core’ów, tak więc pod tym kątem nie mam żadnych zastrzeżeń. Warto także zwrócić uwagę na różnorodne wokale. I to bynajmniej nie ze względu na obecność czystych partii – na to jest ich zwyczajnie za mało. Mam na myśli raczej to, z jaką łatwością Krystian Łukaszczyk operuje opętańczymi, rozdzierającymi wrzaskami oraz bardzo głębokimi, prawie że bulgoczącymi growlami. Te ostatnie dodatkowo dociążają i tak już mocarne „zejścia”. Znalazło się również miejsce na kultowe już wśród deathcore’owców „Blegh!”, i to jeszcze w pierwszym pełnym utworze, „The Void” (Jeśli ktoś nie łapie, polecam sprawdzić frazę w internecie. Albo chociażby poszukać memów z tym związanych).

Żarty żartami, ale czas już na podsumowanie. Oczywiście o oryginalności nie ma tu mowy – zresztą, miałem już tutaj do czynienia z wydawnictwem o przybliżonej stylistyce. Mam też trudności z wyodrębnieniem czynnika, który zrobiłby z „Primal” rodzynka wśród podobnych albumów. Niemniej uważam, że i u tych bardziej wybrednych core’owców ta EPka ma szanse. Od siebie mogę co najwyżej powiedzieć, że oczekiwałbym tutaj ciut więcej typowego, miażdżącego wszystko i wszystkich djentu, no ale to już takie czepianie się dla samego czepiania. Generalnie, taki modern metal lubię.

 

Barlinecki Meloman

 

Mam na imię Łukasz. W różnym stopniu interesuję się różnymi rzeczami, ale kilka lat temu muzyka stała się moją życiową pasją. Sukcesywnie rozwijam ją na swój sposób i nie wyobrażam sobie bez niej życia. Ten blog to miejsce, w którym chciałbym przedstawić rockowo-metalowy świat z mojej perspektywy. To tyle, życzę miłego czytania!

blog // facebook // instagram // recenzje