Barlinecki Meloman poleca: składanka Lubuskie Dobrze Rockuje

 

Czy recenzje składanek mają jakikolwiek sens? Jeśli chodzi o klasyczne, do bólu oklepane wydawnictwa z serii „Best of”, to absolutnie nie. Ale w przypadku kompilacji różnych utworów różnych wykonawców chyba można na to spojrzeć nieco inaczej. Osobiście nie przypominam sobie, żebym kiedykolwiek w ogóle czytał recenzję takiej kompilacji, ale nawet i bez tego teoretycznego rozeznania wiem, że do takiego tekstu trzeba podejść zupełnie inaczej. Właściwie to nie mam nic przeciwko próbowaniu nowych rzeczy, ale recenzją to ten tekst raczej nie będzie.

 

Do rzeczy: dziś chciałbym Wam przedstawić dwupłytowe wydawnictwo „Lubuskie Dobrze Rockuje”. Zamysł kierujący wydaniem tejże składanki był prosty i dość oczywisty: pokazać ludziom, ile dzieje się na lubuskiej scenie muzycznej. W tej chwili trudno o jakiekolwiek koncerty, a większe lub mniejsze zespoły także muszą się zaprezentować – tak więc powstała swego rodzaju muzyczna, wojewódzka wizytówka. Album jest czysto promocyjny i nie przeznaczono go na klasyczną sprzedaż. Jeśli więc po przeczytaniu tego tekstu uznacie, że warto sobie taki albumik sprawić, najlepiej będzie wypatrywać konkursów albo… po prostu go sobie poszukać. Po szczegóły odsyłam tutaj: https://fb.me/e/4ooUOWbbJ. Tak więc poza promocją mamy jeszcze animacyjne zachęcanie ludzi do pozadomowej aktywności.

 

 

Choć tytuł jednoznacznie wskazuje na muzykę rockową, to znajdą się na płytach kompozycje, które obok rocka nie stoją. W sumie znalazło się tu dwadzieścia sześć utworów, przy czym warto zwrócić uwagę na to, że żaden wykonawca się nie powtarza. Rozrzut stylistyczny jest wręcz olbrzymi, nie ma tu dwóch takich samych utworów. Od hardcore’u i death metalu przez folk i bluesa, aż do poezji śpiewanej. Jest ciężko i agresywnie (tu mogę wspomnieć chociażby o zespole Mindfak, który starszym czytelnikom powinien być znany) czasem robi się podniośle (z tym trochę mi się skojarzyło The Corners – podniośle, ale wciąż z luzem), czasem wszystko zwalnia i otacza się mrokiem (Trupięgi), a jeszcze innym razem pojawiają się klimaty wręcz ludowe (Prababa). Może to złudzenie, ale druga płyta wydała mi się zauważalnie lżejsza, bardziej nastawiona na lekkie melodie i przebojowość. Najwięcej radości z obcowania z tą komplilacją będą mieć oczywiście ci, którzy nie zamykają się na różnorodne gatunki. Teoretycznie jedynym sensownym rozwiązaniem byłoby omówienie każdego utworu z osobna, ale umówmy się – ja tylko bym się niepotrzebnie naprodukował, a za dużo tekstu też nie zachęca do czytania, a wręcz przeciwnie.

Mindfak – Łowca Czarownic

 

Jak więc przedstawić Wam tę wyjątkową kompilację w taki sposób, by nie pominąć niczego istotnego? Napisanie o tym, dlaczego dobrano akurat takie, a nie inne utwory także mija się z celem. Wszyscy dobrze wiemy, że każda pojedyncza kompozycja to próbka tego, co dany wykonawca ma do zaoferowania. Spodoba Ci się – zostań z tym zespołem na dłużej. Przesłuchaj cały dorobek, kup płytę, jeśli jest taka możliwość. Z koncertami to jeszcze bym się za bardzo nie rozpędzał, ale i tego nie powinno się wykluczać. Osobiście chyba po prostu wyróżniłbym te utwory, które przykuły moją uwagę na dłużej.

Spodobało mi się „Inaczej” grupy AnEmJa, trochę hardcore’owe lecz z solidnym groove’em; jego przeciwieństwem jest „Zły jar” zespołu Trupięgi – dość mroczna, choć chwytliwa kompozycja, dopasowana do poezji autorstwa Bolesława Leśmiana. Ciekawie wypada też Prababa ze swoją piosenkową hybrydą – to zdecydowanie jedna z najbardziej wyróżniających się pozycji ze składanki. LaNinia z kolei buja podobnie co wspomniane „Inaczej”, choć w tym przypadku groove metal flirtuje bardziej z hard rockiem. Z drugiej płyty, ku mojemu zaskoczeniu mocno wybił się rozpoczynający zabawę zespół I-Rey i jego reggae-rockowy utwór o takim samym tytule. Lekki, przyjemny, z sympatycznym wokalem. Ale żeby nie było za mało różnorodnie, gwałtowne przejście na klasyczny thrash metal (choć ze zwykłym, czystym wokalem, rzadko spotykanym w takiej stylistyce) które serwuje nam Dyfër. Dużo lżej, ale nie mniej ciekawie, prezentuje się chociażby Za(ćma) i jej „Bluza”. Dość prosta, niewymagająca, ale zwyczajnie miła dla ucha alternatywa.

 

Za(ćma) – Bluza

 

Z jednej strony brak możliwości kupna może być trochę ograniczający, ale z drugiej nie wypada nie docenić pomysłu na rozprowadzenie albumu po słuchaczach. Akcja z szukaniem płyty w ukrytych miejscach i czytaniem współrzędnych to bez wątpienia coś oryginalnego – coś, co w dobie pandemii być może jest potrzebne także ludziom. Albo zabawa dla dzieciaków, albo po prostu motywacja do ruszenia się z domu i wzięcia udziału w dość nietypowych „podchodach”.

 

Barlinecki Meloman

blog // facebook // instagram // recenzje 

Mam na imię Łukasz. W różnym stopniu interesuję się różnymi rzeczami, ale kilka lat temu muzyka stała się moją życiową pasją. Sukcesywnie rozwijam ją na swój sposób i nie wyobrażam sobie bez niej życia. Życzę miłego czytania!