Barlinecki Meloman recenzuje: The Old Man Coyote z płytą „Prologue”

facebook | youtube

 

Chyba mogę napisać, że The Old Man Coyote dostał ode mnie na start małego plusika. Plusik ten wziął się stąd, że po prostu zupełnie nie spodziewałem się takich dźwięków. Czy miałem jakieś konkretne oczekiwania? Nie. Nie sugerowałem się nazwą ani okładką, by określić sobie w głowie prowizoryczny obraz tego, co usłyszę. Nawet nie szukałem informacji o zespole – po prostu poszedłem na żywioł, i wyszło mi to na dobre. Zespołowi może też… Przedstawiam Wam „Prologue”.

 

Tak, debiutancka EPka grupy właśnie taki nosi tytuł. Także zakładam, że to zapowiedź czegoś większego. Szanse na to są spore, bo sam zespół założono w lipcu 2020 roku, więc jeszcze wszystko przed nim. Projekt wyjątkowo świeży, ale tworzący go muzycy udzielali się, bądź udzielają równolegle w innych zespołach, tak więc nie są to nowicjusze. Coś mi mówi, że The Old Man Coyote to po prostu próba zagrania czegoś zupełnie innego.

 

 

Jak to w przypadku EPek bywa, jest skromnie – w sumie mamy możliwość posłuchania czterech kompozycji. Te z kolei utrzymano w klimatach dark country i bluesa, choć jest w tym też coś ze swobodnej, rockowej alternatywy. Tej mniej wesołej alternatywy. Nie ukrywam, że nie siedzę w takiej muzyce, ale dane mi było posłuchać chociażby Me And That Man – prawdopodobnie będę całkowicie nieoryginalny z tym stwierdzeniem, ale właśnie do Me And That Man mógłbym porównać to, co słyszę na „Prologue”. Ale tutaj cała forma jest wyraźnie bardziej skondensowana i stonowana. Przeważają brzmienia akustyczne, a atmosfera jest odpowiednio gęsta i zadymiona. Zaryzykuję stwierdzenie, że ten debiut charakteryzuje skrajnie dalekozachodnie brzmienie – nikt nie powiedział, że pustynne pustkowia mogą być powiązane tylko z brudnym stonerem.

Same utwory jakoś mocno się od siebie nie różnią, towarzyszy im przybliżony koncept. Najbardziej zauważalną różnicą mogą być tempa, reszta to głównie dodatki i wtrącenia, a w jednym utworze będzie to wokal. Smętna to muzyka, nie ukrywajmy. Odpowiednio smutna i ponura. Ale taka właśnie ma być. Nie jest to forma, która dołuje także i słuchacza – wszystko służy przede wszystkim tworzeniu klimatu. Najlepszym tego przykładem będzie najprawdopodobnie wokal – niski, monotonny, pozbawiony chociażby chęci do bardziej wyrafinowanego śpiewania, a w utworze „Nasavalyu” wzbogacony o głęboką chrypę, ale nie mniej monotonny. Właściwie to bardziej niż śpiewem nazwałbym partie Bartosza Fajferka opowiadaniem historii. Idealnie uzupełnia on podstawę tworzoną przez instrumenty oraz świetnie wpasowuje się w klimat, ale nie jestem pewien, czy w przypadku większej jednorazowej dawki materiału nie zacząłby mnie męczyć. W tej chwili nie jestem w stanie jednoznacznie się wypowiedzieć na jego temat, ale mimo wszystko ciężko mi sobie wyobrazić inny wokal do takiego podkładu. Kto wie, może na następne wydawnictwo będą zaplanowane jakieś dodatkowe wokalne atrakcje…? Właściwie to bym się nie obraził, choć jednocześnie zrozumiałbym ich brak.

 

The Old Man Coyote – Procession Of The Lost Souls

 

Szczerze mówiąc, mam kłopot z wybraniem konkretnego faworyta. To po części dlatego, że żaden z nich nie wysunął się w moich oczach (uszach) na pierwszy plan, a po części ze względu na niemalże idealną spójność całości. W tej chwili postawiłbym zapewne na „Procession of the Lost Souls„, udekorowane rozmytymi dźwiękami, dość zwyczajnym w swej postaci przygrywaniem akustyka oraz sympatyczną perkusją (rytm kojarzy mi się z galopem, choć na galop to oczywiście za spokojne i za delikatne). Podoba mi się też to ucięcie w środku, kiedy perkusja znika, a pojawia się krótki monolog. Utwór na chwilę zmienia swą postać, trochę zwalnia, a bardziej pod koniec wraca do swojej pierwotnej formy.

Skłamałbym, gdybym stwierdził że „Prologue” mi się nie spodobał. To nie tylko odskocznia od wszystkiego, czego ostatnio słucham – zarówno prywatnie, jak i „służbowo”. Doceniam mrok bijący z EPki, tak samo jak produkcję, kontrastowo czystą i przejrzystą, przy czym nie pogardziłbym nieco większą zabawą konwencją, większym ryzykiem związanym z obraną ścieżką. Co jeszcze ma do zaoferowania dark country połączone z bluesem i alternatywą? Przypuszczam, że sporo, nawet jeśli będzie to także wyjście poza ramy gatunkowe. Czy będę szukać podobnych projektów? Niekoniecznie. Ale możliwe, że gdy The Old Man Coyote wypuści w świat kolejne dzieło, to sprawdzę je sam z siebie i nie będę potrzebować do tego specjalnej zachęty.

 

Barlinecki Meloman

blog // facebook // instagram // recenzje 

Mam na imię Łukasz. W różnym stopniu interesuję się różnymi rzeczami, ale kilka lat temu muzyka stała się moją życiową pasją. Sukcesywnie rozwijam ją na swój sposób i nie wyobrażam sobie bez niej życia. Życzę miłego czytania!