„City of Death”- czyli powrót Steamachine!

Współczesne zespoły mają przerąbane. Użyłbym innego sformułowania, ale nie chcę być ani wulgarny, ani spłycać temat… Jednak zatrzymam się przy wyzwaniu jakie czeka każdy młody zespół.

Jak się wypuszcza album oryginalny, dobrze wyprodukowany, metalowy, ale eksperymentujący to się rodzi pytanie? Jak takim albumem zainteresować miłośników muzyki alternatywnej, metalowej, gdzie dużo jest innych kapel. Jak to zrobić, gdy jeden z metalowych guru mówi, żeby młode zespoły już nie nagrywały płyt a muzyki mamy na kolejne sto pięćdziesiąt lat, he.

Steamachine zrobili album pomimo tych wszystkich przeciwności.
 
Na „City of Death” słuchacz będzie miał okazję wpaść do morderczego lunaparku, w którym każda atrakcja jest przedsmakiem makabrycznego końca.
Kawałki to historie pełne grozy. Album rozpoczyna niczym w psychodelicznym cyrku tytułowy ,,City of Death”, gdzie klauny i inne postacie drążą naszą wyobraźnię, skłaniając do różnych makabrycznych skojarzeń. Mamy przedsmak z czym będziemy mieć do czynienia po pierwszych dźwiękach gitar, które mają naprawdę mocny charakter, zadowalając miłośników metalu. Jednak w tle niczym z horroru wydobywać się będą inne, mroczne dźwięki. ,,Show of Death” potraktuje nas nieco łagodniej, bardziej melodyjnie i z mniejszą dawką grozy, natomiast z techniką godną podziwu, jeżeli chodzi o tak młody zespół. Następnie wkracza mój faworyt ,,Monsterland”. Nie pamiętam ile razy oglądałem teledysk, jednak robił na mnie wrażenie bo oddaje klimat płyty. Zespół prezentuje swoje fantazje i od początku próbuje kreować własny unikatowy wizerunek. Dalej mamy ,,Sinister Reflection” z ciekawym riffem. W podobnie utrzymanej stylistyce dźwięków jest „Acrobat of the Abyss”, gdzie mocne akcenty przeplatają się z tworzeniem klimatu psychodeli. Dużo spokojniejszy ,,Journey od Madness” daje słuchaczowi chwilę odetchnąć od potężnej ściany dźwięku skupiając się na innej, mniej agresywnej stronie, którą zespół również posiada. Kończący album ,,Toys Factory” uderza dźwiękiem i stanowi jej doskonałe dopełnienie.
,,City of Death” to płyta inspirowana mrocznymi zakamarkami ludzkiego umysłu. Jak określa ją sam zespół stanowi głębokie zgłębienie koszmarów i strachów, które drzemią w nas wszystkich. Atrakcją jest również dodanie do albumu trzech bonus tracków, stanowiących pewien tematyczny koncept o wspólnym mianowniku ,,The Book of War”.
Samo wydawnictwo to  eksperymentowanie z różnorodnymi gatunkami. Album łączy w sobie elementy groove metalu z wpływami nu metalu i nawiązaniami do cięższych gatunków, takich jak deathcore czy death metal.
 
Steamachine zrobił kawał porządnej muzyki. Być może nie będzie ona doceniona przez miłośników klasycznych, metalowych gatunków, bo dużo w niej eksperymentów. Jednak osobiście uważam ten fakt za największy atut kapeli, ponieważ dzięki temu już na starcie tworzą swój klimat, stanowiący wizytówkę muzyków. I może mylę się, że słuchacze klasycznego trashu czy deathu nie sięgną po ,,City od Death”. Z pewnością Steamachine ma w sobie potencjał do grania nowego wymiaru muzyki ciężkiej, atrakcyjnej zarówno dla miłośników metalu jak i alternatywnych brzmień. Polecam, jeżeli jesteście gotowi na coś świeżego, absolutnie nieogranego i klimatycznego.