Tupolev jako zespół o dość charakterystycznej nazwie szybko przykuł moją uwagę. Jest to grupa całkiem młoda stażem, choć na zdjęciach widać profesjonalizm oraz odpowiednie podejście do tematu. A sam temat czego dotyczy? Chodzi oczywiście o debiutancki album grupy, zatytułowany „Ś/G/N”, czyli „Ślepy/Głuchy/Niemy”. Jakiś czas temu przyszło mi się zmierzyć z tym albumem, teraz nadszedł czas na jego przedstawienie.
Tym razem pozwolę sobie zacząć od okładki oraz jej charakterystycznej symboliki, która trafnie odnosi się do tytułu. Zastanawia mnie tylko, dlaczego ucho widocznej na okładce postaci jest odkryte… To akurat z mojej perspektywy mała zagadka, jeśli już koncentrować się na tym, jak faktycznie zatytułowano album. A on jednak ma pewne znaczenie w ogólnej postaci wydawnictwa. Jeśli zaś o samą muzykę chodzi, to klasycznie bez niespodzianek – ot, sprawdzający się w swojej formie energiczny rock, sporadycznie udekorowany heavymetalowymi naleciałościami – choć tych w moiej opinii jest tu niewiele, więc całość ma wydźwięk zdecydowanie bardziej rockowy. Bez patosu, bez dziwactw, ale za to z wigorem.
TUPOLEV – zdjęcie Robert Kępisty
Debiut Tupoleva składa się w sumie z dziesięciu kompozycji, zbliżonych do siebie formą oraz ogólnym pomysłem. Pod tym względem jest to materiał dość prosty i niewymagający, w sam raz na wolne popołudnie. W zasadzie ogólne predyspozycje gatunkowe zostają spełnione po raz kolejny – takie wydawnictwa mają charakter głównie rozrywkowy. Całość faktycznie zagrano żywo i szczerze, z ukłonem w stronę rockowych lat 80., ale jednocześnie bez ograniczenia tylko do tej dekady – myślę, że tak mogłoby brzmieć AC/DC, gdyby faktycznie grało konkretnego hard rocka na miarę współczesności (na wszelki wypadek wyjaśnię: AC/DC mimo wszystko nigdy nie kojarzyło mi się z czystym hard rockiem, choć uznawani są za pionierów tego gatunku. Australijczycy przedstawili zalążek gatunku, który z czasem się rozwinął). Najwięcej retro klimatu dostrzegam w utworze o wdzięcznym tytule „Somsiad”, choć długością wykracza on poza ogólnie przyjęte standardy.
TUPOLEV – Ślepy/Głuchy/Niemy
Z całego albumu bardziej wyróżnia się w zasadzie tylko jeden utwór – umieszczony na samym końcu „Święty spokój”. Jest zdecydowanie najspokojniejszy ze wszystkich kompozycji, charakteryzuje się dość wyraźnym, balladowym klimatem (możliwe, że tytuł i tematyka i tutaj nie są przypadkowe). Ale nawet mimo tego nie kontrastuje za bardzo z resztą, gdyż „Ślepy/Głuchy/Niemy” nie należy do albumów agresywnych i ciężkich, co widać także po wokalach – przez zdecydowaną większość albumu słuchamy klasycznego śpiewu. A teksty? Wystarczy chyba, jak powiem że opisują one rzeczywistość. Może nie codzienną, ale na pewno taką, która nie jest obca wielu z nas. Jako moje ulubione przykłady podam wspomnianego „Somsiada” (to w ogóle jedna z lepszych kompozycji na płycie, chociaż przez tytuł miałem pewne obawy dotyczące podejścia do niektórych spraw – niesłuszne na szczęście). Wspomnę też o „Uczę się latać”, z którym dziwnie mocno się utożsamiam…
„Ślepy/Głuchy/Niemy” to całkiem sympatyczny debiut. Brzmi dobrze, jest ciekawie zagrany i zaśpiewany. Jedyne, czego mi brakło, to nieco bardziej rozbudowane sekwencje, trochę urozmaicające poszczególne kompozycje. W tej chwili ciężko mi określić, czy wybije się ponad podobne albumy, ale ma na to szanse. Pamiętajmy, że zadaniem Tupoleva jest głównie dostarczanie niewymagającej rozrywki i zwyczajowego relaksu. Nie ma tu ukrytych przekazów ani drugiego dna. Jest tylko jeden lot odbyty w nienajgorszych warunkach.
Barlinecki Meloman
blog // facebook // instagram // recenzje
Mam na imię Łukasz. W różnym stopniu interesuję się różnymi rzeczami, ale kilka lat temu muzyka stała się moją życiową pasją. Sukcesywnie rozwijam ją na swój sposób i nie wyobrażam sobie bez niej życia. Życzę miłego czytania!