Barlinecki Meloman recenzuje płytę „Wiewiórka na Drzewie”… Wiewiórki na Drzewie!

facebook | youtube | www | Kup Płytę!

 

Wiewiórka Na Drzewie. Zespół zapewne bardzo bliski sercom wielu Woodstockowiczów, a to dzięki corocznej organizacji Wiewórstocka – najpiękniejszej leśnej imprezy, począwszy od roku 2008. Zespół dosyć oryginalny, nietypowy, zdecydowanie wyróżniający się z tłumu. Dziś możecie poczytać co nieco o jego najnowszym albumie, ochrzczonym samą nazwą zespołu.

 

No więc tak: na krążku mamy w sumie dwanaście utworów i ponad pięćdziesiąt minut muzyki – czyli bardzo dużo, biorąc pod uwagę wyznaczone w moim recenzenckim cyklu standardy. Dzięki temu rzeczywiście mam poczucie obcowania z pełnoprawnym, konkretnym długograjem. A co zawiera w sobie ten długograj? Cóż, nadszedł czas na przerwę od brzmień mniej lub bardziej spokrewnionych z metalem i sprawdzenie czegoś zdecydowanie lżejszego. Jak głosi informacja na facebookowej stronie zespołu, Wiewiórka na Drzewie jest obecnie jedynym istniejącym polskim przedstawicielem gatunku o nazwie „Pitu pitu”. Jedno jest pewne – zarówno nazwa gatunku, jak i nazwa zespołu nie składają obietnic, których muzyka nie jest w stanie spełnić, bo ta jest lekka, łatwa i przyjemna w odbiorze, a także nie do końca poważna. Choć w parodię zdecydowanie nie przechodzi. Instrumentarium obejmuje coś więcej niż dwie gitary, bas i perkusja: możemy usłyszeć dodatkowo trąbkę, puzon, saksofon, różne „przeszkadzajki” lub nawet conga, a sam podkład opiera się głównie na tzw. radio friendly rocku. Przebojowość i pozytywny przekaz to główne cechy całego materiału…

…chociaż intro może być mylące, bo jego nastrój jest dość poważny i melancholijny. Klimat buduje, ale jednak przeciwny do reszty albumu. A przynajmniej na początku, bo wraz z mijającymi sekundami jego wydźwięk zaczyna się jakby zmieniać, aż w końcu następuje przejście w utwór „Powiem, że tak” – prosty rytm, wokal z charakterystyczną manierą i dodatek w postaci instrumentów dętych podpowiadają słuchaczowi, jaki charakter ma to wydawnictwo. Większych niespodzianek nie będzie – cała właściwa część albumu utrzymana jest w takim stylu. Miejsca na smutki nie ma.

 

Wiewiórka na Drzewie

 

Chwilami może tej radości jest jednak aż nazbyt wiele – nie do końca trafia do mnie tekst „Komedii romantycznej„, całość wydaje mi się mało autentyczna, „napompowana”. Ale z drugiej strony mamy np. „Gluten” o cudownie ironicznym wydźwięku, i to akurat pomysł jak najbardziej trafiony. Osobiste odczucia zależą oczywiście od tematyki tekstów – ja w sumie rzadko skupiam się na tekstach, ale jak już nad nimi siedzę, to raczej rzadko jest mi po drodze z szeroko pojętym tematem miłości ukazanym w prosty sposób, cenię sobie za to m.in. wszelkiego rodzaju dystans, swobodę i ironię. Tutaj mamy w sumie wszystkiego po trochu.

A jak instrumentalnie? Nowy materiał grupy to po prostu muzyka do zabawy. W wydaniu bardziej rockowym, choć nie brakuje brzmień w stylu reggae, a nawet ska. Pod tym względem album wypada dość różnorodnie – mamy nieco cięższe riffy („To taki stan„), ciekawe duety instrumentów strunowych z instrumentami dętymi („Obłuda”), mamy lekkie, bujające momenty, występujące w większości piosenek… Bardzo podoba mi się praca gitar w numerze „Nie daj zabić w sobie dzieciaka„, pod tym względem to zapewne mój faworyt. Na uwagę jak najbardziej zasługuje także ostatni numer na płycie, ponad dziesięciominutowa „Ballada o Stachu„, chociażby ze względu na realizację bardzo ciekawego związanego z nim pomysłu… Jakiego? Nie chcę psuć niespodzianki – powiem tylko tyle, żebyście nastawili się na mocne, hardrockowe dźwięki. Nawet, jeśli nie wykryjecie ich za pierwszym razem.

Podsumowując: nowy krążek Wiewiórki na Drzewie to muzyka typowo rozrywkowa. Unikająca monotonii, różnorodna i niosąca w sobie spore pokłady kreatywności. Może i nie wszystkie zastosowane na nim zabiegi całkowicie mi odpowiadają, ale to w sumie nie problem, bo plusy i tak zdecydowanie przeważają nad minusami. Ciekawe, czy kiedyś trafią się godni następcy pioniera gatunku „Pitu pitu”…?

 

Barlinecki Meloman

 

Mam na imię Łukasz. W różnym stopniu interesuję się różnymi rzeczami, ale kilka lat temu muzyka stała się moją życiową pasją. Sukcesywnie rozwijam ją na swój sposób i nie wyobrażam sobie bez niej życia. Ten blog to miejsce, w którym chciałbym przedstawić rockowo-metalowy świat z mojej perspektywy. To tyle, życzę miłego czytania!

Barlinecki Meloman blog

Barlinecki Meloman facebook

Barlinecki Meloman instagram