Barlinecki Meloman recenzuje płytę „March of a Thousand Marionettes” zespołu Deresolution

facebook | youtube | bandcamp | serwisy streamingowe

 

Ten album w pewnym sensie udowadnia, że jak postawisz sobie jakiś cel i jesteś zdeterminowany, by go osiągnąć, to koniec końców ten cel osiągniesz. Czasem wystarczy pomysł, motywacja, może trochę szczęścia. Nie wiem jak to wyglądało w przypadku młodych muzyków tworzących zespół Deresolution, ale coś mi świta że za wiele się z tymi przypuszczeniami nie pomyliłem. Zwłaszcza, że z pewnej perspektywy debiut zespołu, „March of a Thousand Marionettes”, jest wręcz… imponujący. Przynajmniej gdy połączy się ze sobą wszystkie czynniki oraz okoliczności związane z powstawaniem debiutu.

 

Ciężko traktować mi Deresolution po prostu jako kolejny zespół złożony z młodych ludzi, których połączyła pasja do grania. Nie, tu chyba chodzi o coś jeszcze. Mimo, że grupa nie zdobyła (jeszcze) rozgłosu, a jako stabilny projekt dopiero co stawia pierwsze kroki, to nagranie takiego debiutu świadczy o tym, że tkwi w niej spory potencjał i mam nadzieję, że nie zostanie on zmarnowany. Zacznijmy więc od początku: na tym albumie przedstawiona została kolejna wizja metalu progresywnego połączonego z djentem. Dominują niskie tony, połamane rytmy i ciężar przeplatany z nieco cukierkową melodyjnością – czyli mamy też coś z metalcore’u. Wszystko w dość rozbudowanej formie, gdyż mimo prawie pięćdziesięciu minut trwania albumu znajdziemy na nim tylko siedem kompozycji. Mocno mi się to kojarzy z zespołem Mechina i wcale bym się nie zdziwił, gdyby był on polskim muzykom już znany. Tak, tego typu projektów jest już multum. Tak, paradoksalnie nie ma w tym krzty oryginalności. Ale jest coś, co pozwoli Deresolution choć odrobinkę się odróżnić.

 

 

Ciekawostka: mimo, że zespół figuruje w notce zamieszczonej na opakowaniu płyty jako skład instrumentalny, nie przeszkodziło mu to w nagraniu albumu koncepcyjnego, z bardzo różnorodnymi partiami wokalnymi. Tematyka? Spojrzenie na podziały społeczne z perspektywy nieodległej przyszłości. Za wszystkie partie wokalne odpowiada Mac Guarnieri, udzielający się także w duecie Protodream. Słuchając tych partii, odnoszę wrażenie, że dla Maca nie istnieją absolutnie żadne granice, lub po prostu nie przyjmuje on do wiadomości ich istnienia. Głębokie growle? Są. Opętańcze wrzaski? Odchaczone. Delikatne, czyste zaśpiewy? I tego nie zabrakło. Łatwo pomyśleć, że za mikrofonem wcale nie stała jedna osoba. Mac jest bez wątpienia wokalistą bardzo wszechstronnym, lecz momentami (zwłaszcza w tych najbardziej podniosłych i uniesionych momentach) niestety nie udało mu się uniknąć patosu, czyli największej zmory ambitnego, nowoczesnego metalu progresywnego. Ale są też plusy takiej sytuacji – muzycy nie bali się eksperymentowania. Ciekawi mnie, jak będzie wyglądać kolejny krok Deresolution, czyli kapeli skądinąd instrumentalnej. Osobiście zachęcam do kontyuowania wokalnych eksperymentów.

 

DE:RESOLUTION – The Oncoming Storm

 

Wróćmy jeszcze do samej muzyki. No cóż, są to rejony które zdążyłem już swego czasu obdarzyć sympatią. Długie, intensywne kompozycje, nawałnice ciężkich dźwięków, szarpane tony, na przemian płynne i gwałtowne przejścia… Gdzieś tam jeszcze upchnięto nieco elektroniki, by pasowała do konceptu. Średnia długość utworów również robi wrażenie, a najdłuższy numer na płycie, „Hic Natus Est„, liczy sobie ponad jedenaście minut. Ogrom pomysłów zawartych na albumie sprawia, że momentami trochę łatwo się w tym wszystkim pogubić. Chwilami może faktycznie jest tego wszystkiego ciut za dużo. Na ten moment nawet nie potrafię jednoznacznie wytypować faworytów. Chyba żaden z utworów nie wybija się znacząco ponad resztę ani od niej nie odstaje. Poziom jest równy – może i nie wybitny, ale zakładam że zespół ostatniego słowa jeszcze nie powiedział. A jak już wspomniałem, widzę w tym projekcie potencjał na coś konkretnego.

 

DE:RESOLUTION – The Final Solution

 

„March of a Thousand Marionettes” odbieram głównie jako demonstrację niemałych możliwości grupy. Ambicje bez wątpienia były bardzo duże, ale coś bym jeszcze do tego dodał. Hmmm… Może trochę więcej ciężaru w miksie, może wysunięcia gitar bardziej na pierwszy plan? A może jeszcze trochę damskiego głosu jako dodatek…? No ale nic, to już tylko moje gadanie – a co zespół z tym zrobi, to już inna kwestia. Jeśli Deresolution będzie kontynuować podążanie obraną przez siebie drogą, mamy szanse na otrzymanie czegoś bardzo, bardzo dobrego. Na razie jest po prostu dobrze, tak więc życzę zespołowi powodzenia i czekam na jego kolejny krok.

 

Barlinecki Meloman

blog // facebook // instagram // recenzje 

Mam na imię Łukasz. W różnym stopniu interesuję się różnymi rzeczami, ale kilka lat temu muzyka stała się moją życiową pasją. Sukcesywnie rozwijam ją na swój sposób i nie wyobrażam sobie bez niej życia. Życzę miłego czytania!