Michał Sokół – Killsorrow: Chcieliśmy spróbować swoich sił w graniu tak jak się to robiło kiedyś. [WYWIAD]

 

W połowie listopada swoją premierę miał nowy album krakowskiej formacji Killsorrow. Zapraszamy do wywiadu z gitarzystą zespołu – Michałem Sokołem.

 

Najnowsza płyta zespołu Killsorrow światło dzienne ujrzała 17 listopada. Krążek zapowiada tytułowy utwór „Killsorrow”. Płytę charakteryzują bardziej rozbudowane utwory, co różni ją od poprzedniego wydawnictwa. Na albumie znajdziemy 14 autorskich kompozycji, co daje nam godzinę świetnego grania. Są wśród nich zarówno melodyjne jak i ciężkie brzmienia. Nie zabraknie również niemal doomowych dźwięków.

W nagraniach przyświecała nam jedna myśl – spróbować zabrzmieć tak jak na żywo. Było to nie lada wyzwanie, bo staraliśmy się nie oszukiwać słuchacza. Nic tutaj nie jest równane do linijki, mamy nadzieję, że wpłynie to na lepszą energię materiału i płynniejszy odbiór płyty.

 

 

 

Za Wami premiera kolejnej płyty. Gratulujemy!

Michał Sokół: Dzięki, druga płyta długogrająca to dla nas duże osiągnięcie. W moim odczuciu definiuje już zespół rynkowo. A nas definiuje trochę od nowa (śmiech). Nowy wokal, inne podejście do muzyki i wiele etapów które jako zespół przeszliśmy wpłynęło na jej całokształt.

 

Co was zainspirowało do jej stworzenia?

To nie tak, że coś nas inspirowało do tworzenia płyty. Na całość jaką jest płyta składają się pojedyncze utwory, a każdy jest podyktowany inną inspiracją. Z reguły są to nastroje pojedynczych dni. Mnie przy tworzeniu zawsze inspiruje pozytywna energia. Chcę ją sprzedawać w utworach, no ale różnie to bywa. Utwory zwykle na początku dostają bardzo dziwne tytuły robocze, które też w jakiś sposób wpływają na ich ogólny wydźwięk. Na przykład  Burn Him Alive to Lambadziara, Eternal Sunset to Kruszywo, a Rebuild and Shatter to Spektakularny Atak Indian (śmiech).

 

Album różni się od poprzedniego. Skąd pomysł by na płycie „Killsorrow” spróbować brzmieć jak na żywo?

To była odważna decyzja. No i nie do końca wiedzieliśmy na co się piszemy. Chcieliśmy spróbować swoich sił w graniu tak jak się to robiło kiedyś i jak do tej pory robią najwięksi. Osobiście uważam, że takie utwory mają swój niepowtarzalny „Flow” który można wyczuć pod skórą. Takie nierównane płyty mają Iron Maiden, Metallica, System of a Down, Judas Priest, Dream Theater. Sama przyznasz, że to niesamowita inspiracja żeby spróbować. Jestem ogromnie ciekaw odbioru nowego materiału.

 

Wspominacie, że charakter Waszego grania zmienił nowy wokal – Piotr Ogonowski. Co Piotr wniósł do zespołu?

Mnóstwo pozytywnej energii i zapał, to po pierwsze. Po drugie świetnie dopełnił to, co już się w nas rozwijało muzycznie. Ja zawsze chciałem żeby w Killsorrow były czyste wokale. Z wiekiem człowiek coraz mniej chce słuchać charczenia (śmiech). Na nowej płycie czyste linie to 80% materiału, z dźwiękami można zrobić dużo więcej niż z growlem czy screamem. Co najlepsze nie straciliśmy energii na rzecz czystej barwy, powiedziałbym nawet, że jest jej teraz więcej.  

 

Słuchając Waszej płyty faktycznie można poczuć postapokaliptyczny klimat. Skąd te zainteresowania?

A dziękuję. Skoro to słyszysz, to znaczy, że zabieg się udał (śmiech). Kiedy Killsorrow przeradzało się w coś poważnego szukaliśmy wyróżnika który będzie spójny z naszymi osobowościami. Ja zawsze lubiłem postapokaliptyczny klimat filmów. Oczywistą inspiracją jest tutaj Mad Max czy Waterworld. To się świetnie klei z muzyką, z metalem w ogóle. Riffy na gitarze charczą jak silniki podrasowanych pustynnych aut! Kiedy utwór zasuwa czujesz piach w zębach i gruz na kołnierzu (śmiech).

 

Pozostając w tym temacie… świetne stroje! Sami je zaprojektowaliście i zrobiliście czy współpracowaliście z kimś?

Stroje są wykonane przez nas samodzielnie i cały czas je ulepszamy. Wymaga  to sporo pracy, ale każdy z nas jest odpowiedzialny za swoją postać na scenie. Zgromadziliśmy na sobie już całkiem niezłe śmietnisko (śmiech).

 

Te wszystkie maski, rurki… Długo uczyliście się w tym grać czy te stroje nie są tak przeszkadzające na scenie na jakie wyglądają? : )

Hah, pierwszy raz założyliśmy na siebie stroje w Bielsku Białej parę lat temu. Było naprawdę ciężko, przecież np. nasz basista Pacior nic nie widzi w swojej masce, gra totalnie na pamięć. Wysokie temperatury w klubach nam nie sprzyjają, wozimy na takie okoliczności swoje własne wiatraki. Niedawno doszedł do nas Karol – nowy gitarzysta. Przechodzi przez to samo co my parę lat temu. Pamiętam jego słowa po pierwszym wspólnym koncercie. To było coś w stylu – „stary, w tym się nie da grać. Te rurki mi wiszą, nic nie widzę…”. Ale dla nas to już nieodłączny element koncertu, nie wyobrażam sobie nie założyć tego złomu na siebie (śmiech).

 

Wracając do „Killsorrow” – czy potrafilibyście wskazać, które utwory na płycie lubicie najbardziej?

Mogę mówić tylko za siebie. Mnie interesuje w utworach dynamika i spójność. Jestem zadowolony z Burn Him Alive, Animal, Hope In You który jest naszą pierwszą pół-balladową próbą. Eternal Sunset, to ostatni utwór płyty i ponad 7 minut dźwięków. Zawsze chciałem nagrać coś takiego i nie zanudzić słuchacza, zobaczymy czy się udało.

 

Jakie macie plany na nadchodzący 2020?

Przygotowujemy się do fajnego koncertu który mamy w planach zagrać w naszym rodzimym Krakowie. Chcemy też dalej nagrywać, pojeździć po świecie i grać jak najwięcej.

 

Czego możemy Wam życzyć?

Przede wszystkim tego, aby nasza muzyka dotarła do jak największej liczy zainteresowanych. To w dzisiejszych czasach bardzo trudne. Portale społecznościowe obcinają zasięgi, ludzie zabiegani i zajęci swoim życiem nie dzielą się odkryciami muzycznymi. Zachowują je dla siebie. No i pełnych sal na koncertach!