Tomek nadaje: inny świat dźwięków, doznań i emocji na płycie Nurt z 1972r.

 

Polski rock lat 80 tych zaznaczył się w historii naszej sceny szerokim echem. Bunt, Jarocin, komuna sprawiły, że o polskim rocku było głośno i nadal wspomina się jego brzmienie z dużym sentymentem.

 

Co było jednak wcześniej? Co tworzyło scenę niezależną, alternatywną? Jedną z tych kapel o której warto wiedzieć jest NURT. Założony w 1970 roku w Wrocławiu, trzy lata później nakładem Polskich Nagrań wydaje debiutancki album. Dodam, że wznawiany kilkakrotnie na płycie kompaktowej (1994 Digiton, 2003 Yesterday, 2013 Kameleon Records). Co być może zdecydowało, że tak stare wydawnictwo doczekało się tylu wznowień? Moim zdaniem zawartość albumu, który nadal jest „świeży”.

 

Nurt – Synowie nocy

 

NURT to zespół z definicji alternatywny, ładnie określany jako awangardowy (określenie rodem z okresu powstania). Płyta rzuca na kolana od początku słuchania. Dlaczego? Bo dźwięki z którymi przyjdzie się nam tu spotkać są tak różnorodne, przeplecione w niezliczonej liczbie kombinacji i tak wysmakowane, że ciekawią od pierwszego odsłuchu płyty. Petardą jest pewna gratka dla miłośników trąbki i wielkiego artysty jakim jest (bo będzie zawsze!) Tomasz Stańko, który udzielił się na tej produkcji. Z egzotycznych instrumentów usłyszymy tu sitar, który tworzy klimat psychodeli. Fani „Stg. Pepper’s Lonely Heart Club Band” będą wniebowzięci. To teraz wyobraźmy sobie te dźwięki plus „solówki” Stańko. Na tej płycie znajdziemy taki klimat.

 

Nurt – Syn strachu

 

Co do samych utworów po prostu trzeba ich posłuchać, aby doświadczyć swoich przeżyć zmysłowych. Na dużą uwagę zasługują moim zdaniem „Synowie nocy” i „Syn strachu” (coś na rzeczy, he!). Utwory melodyjne na maksa, gdzie tempo grania zmienia się kilkakrotnie podczas całej muzycznej podróży, obalając całkowicie strukturę zwrotka, refren, zwrotka. Inne utwory w podobny sposób prowadzą nas przez album, sprawiając, że muzyczna podróż nabiera całkiem nowego wymiaru, niż dotychczasowa muzyka tamtego okresu. Nawiązując do wspomnianych The Beatles, którzy są inspiracją dla setek muzyków oraz uwielbiani przez miliony słuchaczy, prezentowali oni we wczesnej twórczości piosenki o typowym schemacie konstrukcyjnym. Na „Stg. Pepper’s Lonely Heart Club Band” odsłonili inne oblicze muzyki. To samo mogę powiedzieć słuchając płyty NURT. Jest to wejście w całkiem inny świat dźwięków, doznań i emocji.

Album NURT niebawem dostąpi zaszczytu pięćdziesięciolecia swojego istnienia. Czy słusznie doczekał się wznowień w trzech odsłonach czasowych? Myślę, że te okresy pomiędzy nimi pokazały, że muzyka, którą prezentują, znajdzie odbiorców rozbudzając ciekawość. Czy jest w stanie rozbudzić Waszą? Oceńcie sami.

 

Tomek – miłośnik alternatywnego rocka polskiego (lata 80te i 90te) oraz amerykańskiego (specjalizacja cała scena grunge). Amatorsko gra na gitarze, czasem coś skomponuje i napisze jakiś tekst. Kolekcjoner płyt.