Barlinecki Meloman recenzuje płytę „Tre Colori” zespołu Setheist

facebook | www | youtube | spotify

 

Wydawnictwa oparte na z góry określonym koncepcie często mają zupełnie inny charakter od tych zwykłych, „szarych”, normalnych – tych, które są po prostu kolejnym dodatkiem do portfolio zespołów. Przekonanie się o tym wcale nie jest trudne – i wcale nie musi tutaj chodzić o przesiąknięcie danym tematem, całkowite jego wchłonięcie. Czasem wystarczy sama inspiracja, sam pomysł. Reszta rozwinie się już sama. Dobrym przykładem takiej sytuacji jest nowa EPka zespołu Setheist, zatytułowana „Tre Colori”, inspirowana włoskimi filmami grozy z lat 70., należącymi do nurtu „Giallo”.

 

Cóż, skłamałbym pisząc, że znam się na takowym kinie. Nie przeszkadza mi to jednak w interpretowaniu EPki w sposób nieco inny niż zwykle. Na pewno rzucają się w oczy „kolorystyczne” tytuły kompozycji (włoskie odpowiedniki srebrnego, żółtego i czerwonego) dające nam jedną całość – czyli tytuł płyty. Podobnie z oprawą graficzną, prostą, ale za to żywą. Od razu widać, że stał za tym konkretny koncept, definiujący całość podobnie jak muzyka. A ta, ze względu na ilość materiału, jest wybitnie minimalistyczna – objętościowo bardziej przypomina to singla aniżeli EPkę. Ale w przypadku samej zawartości sytuacja wygląda już zgoła inaczej.

 

 

Zacznę może od tego, że nie spodziewałem się tutaj metalu. Tego typu zespoły bardzo często reklamowane są nad wyrost, co nie przekłada się na ich faktyczne brzmienie. Tutaj rzeczywiście jest to pełnoprawny metal. Tylko jaki…? To nie gotyk, jest zbyt energicznie i żywiołowo. Symphonic również odpada. Łatwo wyłapać thrashowe zapędy, ale to wciąż za mało. Muzyka Setheist zdecydowanie nie zamyka się na jedne łamy gatunku, mniej lub bardziej eksperymentując z jego różnorakimi, choć nie aż tak bardzo od siebie odbiegającymi odłamami. Całość połączono ze sobą tak, że wszystkie elementy zdają się na siebie nachodzić, co również jest przyczyną trudności w weryfikacji, dlatego też ją sobie odpuszczę.

Im więcej tego słuchałem, tym częściej w mojej głowie pojawiały się skojarzenia z zespołem Cadaveria, który zresztą celował w podobne rejony (a nawet ma na koncie album zatytułowany „Horror Metal” – z tym, że u nich zdecydowanie bardziej dominowała groteska, której u Setheist się nie uświadczy). Podobieństwa słychać zarówno w warstwie muzycznej, jak i wokalnej. Setheist proponuje raczej bardziej chwytliwą oraz melodyjną formę metalu, sporadycznie wzbogacając ją subtelnymi orkiestracjami. Nastrój jest całkiem zróżnicowany, a momentami potrafi solidnie zbić z tropu (pogmatwany riff „Rosso”, budzący skojarzenia z… nu metalem?).

 

Setheist – Rosso

 

Pierwszy odsłuch za wiele mi nie powiedział. Wówczas „Tre Colori” ukazało mi się jako materiał dość chaotyczny, ale jednocześnie biła z niego podniosłość, wyraźnie zaakcentowana wyeksponowanym wokalem Wiolety Kowalczyk – dotyczy to zwłaszcza czystych partii. Growl, którego też tu nie brakuje, pokazuje całość od nieco innej strony, bardziej przyziemnej. Bo „Tre Colori” jako całość ma swój klimat, który momentami może i zdaje się lekko ulatywać (szczególnie w najmocniejszych momentach, w których da się wyłapać echa thrashu), niemniej nie wpływa to znacząco na jej całokształt, który przecież od samego początku miał przybrać z góry określoną formę.

Ten klimat nie wciągnie każdego, prawdopodobnie potrzebne jest też tutaj odpowiednie podejście. Ja osobiście lubię takie kulturowe połączenia, nawet jeśli znam tylko jeden element. Całość to po prostu wizja, którą wykonawca stara się przekazać dalej. Z reguły ma to mocno indywidualny wydźwięk, co łatwo zauważyć również w przypadku Setheist. Niby żadnym pozamuzycznym elementem się to nie wyróżnia, ale ostatecznie ta swego rodzaju więź pomiędzy muzyką, a kinematografią daje się zauważyć – nawet komuś, dla kogo ten gatunek filmowy jest zupełnie obcy. Ja na przykład staram się przy pomocy muzyki wyobrazić sobie, jak może wyglądać typowy film z nurtu Giallo. Może nawet kiedyś sprawdzę, jak się ma moja wizja do rzeczywistości.

 

Setheist – Giallo

 

Dzisiaj może mało o samej muzyce, bo i tej było niewiele, a ja chciałem bardziej omówić sam koncept. Ale pomijając wszelkie kwestie pozamuzyczne, „Tre Colori” to całkiem intrygująca propozycja, nie tylko dzięki niespodziankom oraz otwartości. Zyskuje ona z czasem, na początku faktycznie może wywołać pewną konsternację. Mimo wszystko nie jest to materiał stricte awangardowy, a pomysł na niego bardziej definiowany jest jako urozmaicenie, niż całkowitą zmianę formy. Na sam koniec dodam jeszcze małą wskazówkę: każda z trzech kompozycji na swój obraz. Raz teledysk, dwa razy lyric video. Czyli ta EPka to nie tylko dźwięki, to również obrazy. I tutaj cały motyw inspiracji kinem zdaje się idealnie zazębiać…

 

Barlinecki Meloman

blog // facebook // instagram // recenzje 

Mam na imię Łukasz. W różnym stopniu interesuję się różnymi rzeczami, ale kilka lat temu muzyka stała się moją życiową pasją. Sukcesywnie rozwijam ją na swój sposób i nie wyobrażam sobie bez niej życia. Życzę miłego czytania!