Barlinecki Meloman recenzuje – „Darmowe Przytulasy” Zenka Kupatasy

www | youtube | facebook | instagram

 

Ogółem nie powinno się brać muzyki na poważnie. Muzyka powinna być środkiem relaksującym, odskocznią od problemów codziennego życia. Jeśli słuchanie sprawia Ci przyjemność, to jej zadanie zostało spełnione. I to nie powinno zależeć od charakteru zespołu/albumu, z którym mamy do czynienia.

 

Są też wykonawcy, których na poważnie po prostu się brać nie da, czy się tego chce, czy nie. Jedni dokonują absurdalnych eksperymentów łącząc ze sobą pozornie niepasujące do siebie brzmienia i instrumenty, inni z kolei bawią się słowem. Pisanym oraz mówionym. No i śpiewanym. A najlepiej, jeśli robią to we wbrew pozorom inteligentny sposób.

Tym razem przyszło mi się zmierzyć z nowym albumem Zenka Kupatasy, o wdzięcznym tytule „Darmowe przytulasy„. Już sama okładka (nie)dyskretnie podpowiada, z jakim materiałem będziemy mieć do czynienia. Nie oceniaj płyty po okładce – nie oceniaj, ale zasugerować się możesz. Dziewięć kompozycji, niecałe czterdzieści minut, mnóstwo dystansu i nieco kreatywności.

Muzycznie album jest całkiem zrównoważony – melodie odgrywają na nim główną rolę, nie brakuje też lżejszych momentów z gitarami akustycznymi. Jednocześnie dalej jest to całkiem energiczny, przyzwoity rock, trochę taki hard rock. Szkoda tylko że nie ma więcej solówek – jedna czy dwie by się jeszcze przydały. Niby nie wychwyciłem jakichś bardzo zapamiętywalnych, niekonwencjonalnych patentów, ale nóżką można tu i tam potupać. Ponucić również. Ale siłą tego albumu są teksty. Nie pamiętam kiedy ostatnio spotkałem się z albumem, który dużo bardziej przekonał mnie do siebie słowami, niż dźwiękami. Zwłaszcza, że na tekstach skupiam się rzadko.

 

 

Teksty są o tyle ciekawe, że niby wszystko jest pisane z przymrużeniem oka, ale to są autentycznie… Mądre słowa. Cała rzecz polega na tym, że nie każdy wychwyci to za pierwszym razem. Niektórzy całkiem mogą je uznać za totalnie bezsensowne potoki słów, pisane tak tylko po to, by było śmiesznie, „z jajem”. A wystarczy tylko się nad nimi dokładniej pochylić. Przykłady? Otwierające album „Chryzantemy”. Utwór pozytywny, lecz nie przesłodzony. Nie jest ckliwy, nie jest poważny, ale ma przekaz: nie ma co się zamartwiać tym co nas spotkało. Trzeba iść przed siebie i działać (to na dobrą sprawę tyczy się również „Marchewki w różowej marmoladzie„). Dalej? „Zimne ognie„, w wyjątkowy sposób ukazujący, że realne są rzeczy, które mogą wydawać się całkiem niewiarygodne. „Wszyscy jesteśmy pijakami” z kolei w niepoważny sposób porusza poważną kwestię. To tylko moje ulubione przykłady, a utworów na płycie jest przecież dziewięć. Każdy może interpretować teksty na swój sposób; jak zinterpretujecie je Wy?

Czy to dobry album do posłuchania popołudniem przy piwku? Nie wiem, piwa nie piję. Ale na poprawę humoru będzie dobry. Może nawet troszkę zmotywuje – takie teksty bez spiny wypadają jak dla mnie dużo bardziej wiarygodnie, niż te ckliwe, do przesady lukrowane, zbyt przesłodzone i zbyt poważne. I piszę to wszystko ja, osoba która raczej nie przepada za humorem w muzyce gitarowej. Cóż, chyba wszystko zależy od rodzaju tego humoru. A może jednak się do tego przekonałem? W końcu wszystko jest możliwe. No, to komu darmowego przytulasa?

 

Barlinecki Meloman

 

Mam na imię Łukasz. W różnym stopniu interesuję się różnymi rzeczami, ale kilka lat temu muzyka stała się moją życiową pasją. Sukcesywnie rozwijam ją na swój sposób i nie wyobrażam sobie bez niej życia. Ten blog to miejsce, w którym chciałbym przedstawić rockowo-metalowy świat z mojej perspektywy. To tyle, życzę miłego czytania!

Barlinecki Meloman blog

Barlinecki Meloman facebook