Barlinecki Meloman poleca: koncert „Luneta Nocą live session” zespołu Livin Fire

facebook | youtube | spotify

 

Po raz kolejny próbuję sztuki pisania relacji na podstawie materiału obejrzanego w internecie. Za pierwszym razem był to zespół Niesamowita Sprawa, dziś padło na kapelę Livin Fire, która zarejestrowała coś w rodzaju mini-koncertówki w ramach inicjatywy o nazwie Luneta Nocą. Wydarzenie odbyło się w krakowskim forcie zwanym Lunetą Warszawską. Nie mam zamiaru oceniać, czy opieranie się na tym, czego nie widzi się na żywo ma w ogóle sens, czy nie, zamiast tego po prostu siadam do zadania mając w głowie fakt, że najważniejsze to po prostu zerknąć na sytuację z nieco innej perspektywy. Oczywistym jest, że nie dotrze do mnie zdecydowana większość wrażeń, które pierwotnie powinienem przyswoić – zatem zostaje mi po prostu potraktować to bardziej jak recenzję samej muzyki. Z dodatkowym, niewielkim bonusem w postaci materiału wideo – koncert został udostępniony na kanale YouTube zespołu.

 

Zarejestrowany materiał składa się w czteroutworową EPkę utrzymaną w klimacie trochę rocka alternatywnego, trochę blues rocka, trochę hard rocka. Znakiem obecnych czasów pozostał brak jakiejkolwiek publiki – oglądamy wyłącznie zespół oraz sprzęt. Z tego względu łatwo odnieść wrażenie, że ogląda się po prostu teledyski. Albo jeden długi teledysk zrealizowany do czterech kompozycji. Ukazano tam w zasadzie to, czego powinniśmy się spodziewać: czterech muzyków grających, bo gra przynosi im radość. Samo miejsce, czyli wnętrze fortu, tylko potwierdzało kameralny charakter koncertu. Wszystko przy charakterystycznym, nieco dyskretnym oświetleniu, by oddać charakter wydarzenia skądinąd nocnego. Dodatkowo mamy więc jeszcze sympatyczny klimat, który pozwala się wczuć nie tylko w sam koncert. Po tym, co zobaczyłem, stwierdzam, że chętnie bym się tam wybrał i zobaczył to na żywo. Osobiście bardzo lubię takie lokacje, których w zasadzie nawet nie trzeba precyzyjnie opisywać słowami, bo wszystko robi atmosfera.

 

LIVIN FIRE – Kiedy zobaczysz || Luneta Nocą live session

 

Wróćmy do muzyki: choć żywiołowa (nawiązanie do żywiołu ognia i zarazem nazwy, gdyż Livin Fire reklamuje się jako najbardziej ognisty zespół rockowy) i energiczna, to jednak nie wyróżnia się niczym szczególnym ani nadzwyczaj wyjątkowym. Mimowolnie znów wracam do starej śpiewki, która głosi, że jeśli muzyka się podoba, to nie ma znaczenia czy jest oryginalna czy nie. Rock przezentowany przez Livin Fire przezentuje się jak najbardziej przyzwoicie i rzeczywiście coś sobą reprezentuje. Łatwo odnotować, że grupa nie stroni od lżejszych dźwięków, mogących się kojarzyć z balladami, bo właściwie tylko jeden utwór kipi energią od początku do końca i nie daje aż tyle wytchnienia („Kiedy zobaczysz„, jednocześnie pełniący rolę jedynego polskojęzycznego utworu na EPce). Udziwnień brak. Tylko stara szkoła konkretnego rocka, co od biedy można już podciągnąć pod granie retro. Tutaj liczy się głównie wierność gatunkowym standardom oraz tradycji. Wszystko inne jest w zasadzie niepotrzebne.

 

 

Muzyce towarzyszy oczywiście wokal. Za mikrofonem stoi basistka grupy, Alda Reï. Raczej nie będzie przesadą, jeśli określę jej głos mianem bardzo charakterystycznego, co niestety w tym przypadku może wymagać pewnego przyzwyczajenia. Moje pierwsze odczucia były raczej mieszane – po części dlatego, że zacząłem odsłuch od końca, czyli od „Kiedy zobaczysz„. Nawiązując do pytania, które zespół jakiś czas temu zadał na swoim Facebooku, zdecydowanie preferuję utwory anglojęzyczne. Polski tekst to miły akcent, co nie zmienia faktu że momentami miałem spory problem ze zrozumieniem tekstu. Do pozostałej trójki utworów podszedłem już nieco inaczej, tak więc i odbiór był inny. Czy wokal Aldy pasuje do rocka? Jak najbardziej. Zdążyłem zauważyć, że w kategorii wokalu rock w zasadzie nie ma ograniczeń, a jeśli głos jest w jakimś stopniu charakterystyczny, ciężki do pomylenia, z reguły działa to na plus. W tym przypadku jednoznacznej opinii wystawić nie mogę.

 

LIVIN FIRE – Out Of Control || Luneta Nocą live session

 

Jak zatem podsumować EPkę „Luneta nocą”? Biorąc pod uwagę wszystkie czynniki, ni to koncertówka, ni to materiał premierowo-studyjny, ni to teledyski do singli lub nie singli. Całość brzmi bardzo czysto, pod tym względem jest totalnie dopieszczona. Z drugiej strony duch występu na żywo gdzieś trochę uleciał, ale główną przyczyną takiego stanu rzeczy jest brak publiki. Inna sprawa, że teraz zwracamy na to coraz mniejszą uwagę. Zakończę więc tak: niech ten materiał służy za próbkę możliwości zespołu. A nuż się komuś spodoba, a nuż stwierdzi, że zostanie z grupą na dłużej. Taka forma lekko zadziornego rocka też znajdzie swoich wielbicieli.

 

Barlinecki Meloman

blog // facebook // instagram // recenzje 

Mam na imię Łukasz. W różnym stopniu interesuję się różnymi rzeczami, ale kilka lat temu muzyka stała się moją życiową pasją. Sukcesywnie rozwijam ją na swój sposób i nie wyobrażam sobie bez niej życia. Życzę miłego czytania!